Zaznacz stronę

Aspekty prawnej oceny ważności i skuteczności umów kredytów waloryzowanych kursem obcej waluty, to jest ta popularnych kredytów indeksowanych i denominowanych we franku szwajcarskim (CHF) wykraczają znacznie poza ramy dyskusji medialnej i politycznej. Problem jest niezwykle złożony i z pewnością nie może być analizowany jedynie w oparciu o zapisy poszczególnych umów. Te bowiem muszą być rozumiane przez pryzmat szerszych czynników ekonomicznych, które niestety nie są w ogóle uchwytne dla znacznej części samych kredytobiorców, ale co gorsza – dla sądów orzekających w sprawach poszczególnych kredytów in concreto.

Banki stoją na stanowisku, że kredyty miały charakter walutowy, co oznacza, że ich przedmiotem była realnie waluta obca. Jednak jak powszechnie wiadomo, obsługa takich kredytów odbywa się w złotówkach. Zarówno uruchomienie kredytu jak i jego spłata następują w walucie polskiej. Jaka zatem jest w ogóle rola CHF? Odpowiedź jest niejednoznaczna i zależy od perspektywy podmiotu przez który jest ona udzielana. Banki konsekwentnie twierdzą, że to właśnie franki były kredytobiorcom pożyczane i w tym celu same banki musiały zaciągnąć zobowiązania w CHF. Jednakże nieco inny obraz wyłania się z odpowiedzi udzielanych przez Komisję Nadzoru Finansowego i, co ciekawe, Szwajcarski Bank Narodowy.

Opracowania naukowe dokonywane dla potrzeb Szwajcarskiego Banku Narodowego1 jasno pokazują, że rynek kredytów/pożyczek tzw. indeksowanych lub denominowanych w Polsce nie jest bezpośrednio związany z walutą CHF i sektorem finansowym Szwajcarii. Jest bowiem powiązany z operacjami finansowymi a nie z walutą jako taką. Podczas gdy banki np. w Niemczech pozyskiwały środki na podobne kredyty realnie pozyskując walutę z depozytów lub pożyczek międzybankowych, banki w Polsce obsługiwały zobowiązania za pomocą instrumentów pozabilansowych (ang. Off ballance sheet, OSB), głównie tzw. SWAP w wariancie CIRS. A cóż to takiego ten SWAP? Otóż transakcja typu SWAP jest swojego rodzaju zakładem. Każda ze stron przy wymianie walutowej zakłada pewną wartość docelową na dzień rozwiązania transakcji i tak zostaje ona rozliczona. Zyskuje ten, kto lepiej przewidział. SWAP-y walutowe są zawierane na krótkie okresy, maksymalnie do roku. Podkreślenia wymaga, że strony transakcji z góry ustalają wartość wymiany na dzień jej zakończenia. Wymiana następuje czasowo. Bank nie jest właścicielem wartości, na które opiewa kontrakt, są mu one jedynie czasowo powierzone na okres trwania kontraktu. Ostatecznemu rozliczeniu podlegają tylko wartości wynikające z umowy stron czyli oprocentowanie oraz różnice wynikające z treści dokonanego zakładu a rzeczywistości.2 Środki są zatem nieustannie rolowane i nie podlegają ujawnieniu w bilansie.

Co więcej, nie jest bowiem żadną tajemnicą, że ogromna ilość SWAP-ów była zawierana zaledwie na jeden dzień. Rano środki pojawiały się na rachunku banku, a wieczorem już ich nie było. I tak codziennie od nowa. W ten sposób rachunek był teoretycznie wyrównany, gdyż, tu znów – teoretycznie, bank posiadał CHF, które pożyczał. Tyle że posiadał je wirtualnie i też wirtualnie je pożyczał. Nie miał bowiem depozytów CHF ani też waluty tej nie wypłacił żadnemu z kredytobiorców produktu waloryzowanego. Okoliczność ta pomimo że podnoszona przez największe autorytety, jest właściwie pomijana w dyskusji, w której tzw. frankowiczów sprowadza się do nieodpowiedzialnych oportunistów (zob. wywiad z J.K. Bieleckim z 16.05.2014r. dla Gazety Wyborczej).3

Jaki z tego wniosek? Taki, że banki nie posiadały realnie waluty w ilości potrzebnej dla pokrycia całego kontyngentu kredytów waloryzowanych. Potwierdza to opracowanie KNF z kwietnia 2016 roku, które zostało wprawdzie przygotowane pod kątem oceny konsekwencji zmian planowanych wówczas przez Prezydenta RP, ale przy okazji zajęło się analizą właśnie tej kwestii. Pod pozycją która została dość enigmatycznie nazwana bilansowym domykanie pozycji walutowej (poziom pokrycia aktywów w walucie pasywami w walucie) kryje się właśnie odpowiedź na pytanie, jaki procent wartości udzielonych kredytów waloryzowanych CHF był pokryty faktycznie posiadaną (a nie wirtualną) przez banki walutą CHF. Procent ten wynosi od 32 (w 2005 r.) do maksymalnie 57 (w 2007 r.). W roku poprzedzającym analizę, tj. w 2015, wyniósł 48.4

Jak w tym kontekście ocenić nowelizację ustawy Prawo bankowe z 2011 roku, zwaną potocznie ustawą antyspreadową? Otóż w moim przekonaniu, krytycznie. Skoro bowiem faktem jest, że banki w około połowie (lub więcej) nie posiadały waluty, którą rzekomo pożyczały, to dlaczego walutę tę mają teraz otrzymywać od kredytobiorców, a co więcej, na jakiej zasadzie sytuacja ta ma stawiać kredytobiorców w lepszej sytuacji? Czy ta sytuacja jest lepsza, bo teraz mogą wymienić walutę w kontorze zamiast u kredytodawcy? Należy oczywiście docenić samo dostrzeżenie problematyki spreadów, ale problemem jest nie tyle wysokość spreadu ale sam fakt obciążania kredytobiorców jakimkolwiek kosztem wymiany waluty. Sankcjonuje to bowiem fikcję, iżby kredyt był obsługiwany we frankach, gdy tymczasem nie jest tak przynajmniej w połowie. Niewyobrażalne byłoby przecież, gdyby w kantorze ktoś wydał nam tę samą walutę którą miał wymienić a jednak obciążył nas za swoją usługę prowizją.

Banki prezentują dziś stanowisko, że produkt w postaci kredytu denominowanego/indeksowanego był wyjściem naprzeciw oczekiwaniom samych kredytobiorców. Miał obniżyć koszty kredytu i ułatwić dostęp do kredytowania, dla tych którzy nie mieli szans sfinansować inwestycji w oparciu o kredyt złotówkowy (albo wręcz nie mieli nawet szans na kredyt). Koszt kredytów złotówkowych wynikał z wysokiej stawki referencyjnej WIBOR. Pierwsza uwaga czyniona przeze mnie na marginesie ma charakter ogólny. Rzecz w tym, że dla standardów złotówkowych, przez które mam na myśli zarabianie, wydatkowanie i inwestowanie w złotówkach, miarodajne winny być ekonomiczne mierniki odnoszące się wyłącznie do tej waluty. Być może nie bez powodu dana osoba nie miała zdolności kredytowej wystarczającej dla zaciągnięcia długoterminowego kredytu hipotecznego. Banki jednak tak bardzo chciały udzielać kredytów również osobom, których nie było na to stać, że znalazły wyjście z sytuacji. I tu przechodzę do drugiej uwagi, będącej odpowiedzią na stanowisko banków, o którym mowa była na początku. Mianowicie, wymyślony został sztuczny twór w postaci kredytu w walucie krajowej ale z zastosowaniem stawki LIBOR. Aby ta mogła zastąpić WIBOR konieczne było jednak wmontowanie waluty CHF, bowiem to dla niej właściwa była owa korzystniejsza stawka referencyjna. A czy wiemy już dziś dlaczego była aż tak korzystna i co właściwie wpływało na jej wysokość? Otóż wiemy. Stawka LIBOR nie jest swobodnie kształtującym się indeksem i bardziej niż czynniki ekonomiczne na jej wysokość mają wpływ konkretne grupy interesów i nacisków. Pomimo tego że stawkę LIBOR technicznie ustala komitet Brytyjskiego Stowarzyszenia Banków z siedzibą w Londynie, to czyni to na podstawie danych finansowych przekazywanych przez poszczególne banki. Manipulacja stawką LIBOR odbywała się nagminnie. Pierwszym ukaranym bankiem był brytyjski Barclays, który musiał zapłacić w sumie 450 mln $ grzywny dla amerykańskiego i brytyjskiego nadzoru finansowego. W 2012 roku szwajcarski bank UBS stał się podmiotem dochodzenia, które zostało wszczęte przez nadzór bankowy w USA, Wielkiej Brytanii i Szwajcarii. Dowody nielegalnej działalności UBS były na tyle oczywiste, że bank zgodził się bez protestów z grzywną w wysokości 1,5 miliarda dolarów nałożoną na niego przez instytucje kontrolne wyżej wymienionych krajów. Najwięcej, bo aż 1,2 mld $ UBS zapłacił amerykańskiemu nadzorowi finansowemu, 240 mln $ dla brytyjskiego nadzoru i 60 mln $ dla szwajcarskiego5. W październiku 2014 roku Komisja Europejska ukarała banki JP Morgan, UBS i Credit Suisse za zmowy kartelowe, których celem były manipulacje w sektorze instrumentów pochodnych denominowanych we frankach szwajcarskich. Komisja nałożyła na nie łączną karę w wysokości 94 mln euro6. A to tylko jeden z wielu aspektów kształtowania rynku kredytów waloryzowanych, który już sam w sobie nie pozwala traktować serio wypowiedzi przedstawicieli sektora bankowego, o tym że wzrostu kosztów obsługi kredytów nie można było przewidzieć a tym bardziej o tym, że stworzenie omawianego produktu bankowego było podyktowane życzliwą troską o ułatwienie dostępu do kredytów.

Stoję na stanowisku, że klauzule denominacyjne są wariantem waloryzacji, o której mowa w art. 3581 Kodeksu cywilnego. Tymczasem waloryzacja taka, zgodnie z obowiązującym prawem, może służyć jedynie wyrównaniu ekonomicznej wartości świadczenia (celem zapobieżenia skutkom inflacji). Taką rolę w kredytach pełni oprocentowanie zmienne. Waloryzacja świadczenia kursem obcej waluty nie mieści się również w definicji kredytu wynikającej z art. 69 ust. 1 Prawa bankowego. Problem niejasnych reguł ustalania wysokości spreadów uważam w tych warunkach li tylko za wierzchołek góry lodowej.

1 por. https://www.snb.ch/n/mmr/reference/sem_2008_09_22_background/source/sem_2008_09_22_background.pdf

2Więcej o transakcjach SWAP w opracowaniu E. Leszczyńskiej Rynek kontraktów SWAP w Polsce (https://www.nbp.pl/publikacje/materialy_i_studia/144.pdf)

3 http://wyborcza.pl/magazyn/1,137946,15976928,Jak_kusi_kasa__Spowiedz_liberala.html

4Źródło: http://www.knf.gov.pl/Images/Ankieta_2_tcm75-46709.pdf

5Za: http://www.coslychacwbiznesie.pl/biznes/kto-manipulowal-stawka-libor

6Więcej na http://www.money.pl/banki/wiadomosci/artykul/zmowa-kartelowa-bankowych-gigantow-prawie,74,0,1643082.html